Ostatni post pokazał Wam jak zorganizowaliśmy nasz ekspresowy wyjazd do Rzymu. Z reguły jeżeli gdzieś jedziemy nie skupiamy się planowaniu od A do Z, jednak w tym przypadku należało zrobić wyjątek. Chyba domyślacie się dlaczego. :) Koniecznym było ustalenie trasy, bo czasu było niezwykle mało a atrakcji niezliczenie wiele. Zanim ostatecznie zapadła decyzja o tym co po kolei zwiedzamy zrobiłam mały research i na podstawie kilku tras ustaliłam własną. Decyzja o trasie zapadła w wieczór poprzedzający wyjazd. 😂Sami zobaczcie co udało nam się zobaczyć w ciągu 36 godzin w Rzymie ( a udało się zobaczyć wszystko co zaplanowaliśmy - więc uważam wizytę za udaną w 200%!)
Na czerwono oznaczyłam trasę 1 dnia, na niebiesko trasę 2 dnia :) |
Ale od początku. :) Do Berlina jechaliśmy autem. Trasa zaczynała się w Krośnie Odrzańskim (gdzie mieszkają nasi rodzice) skąd wyruszaliśmy ok. 3.45 nad ranem. Oczywiście wszystko było wyliczone co do minuty. Na szczęście nie mieliśmy problemu ze znalezieniem zarezerwowanego parkingu i na szczęście zgodnie z przeczytanymi (i zasłyszanymi opiniami) był on dosłownie na przeciw lotniska Schonefeld. Z językami na brodzie (a ja dodatkowo ze śpiącą Hanią na rękach) biegliśmy ile sił w nogach, bo za 10 minut zamykano bramki! Ha! Oczywiście,że zdążyliśmy :) I dzięki temu praktycznie od razu wchodziliśmy do samolotu. Skróciło to oczekiwanie do minimum, miejsca w samolocie i taki mieliśmy, a odrobina adrenaliny pozwoliła się rozbudzić.
I tym sposobem o 8.10 byliśmy w Rzymie. Szybki transport na dworzec Termini i...
PIERWSZY DZIEŃ - CZAS START! :)
Relację z drugiego dnia zostawiam na następny raz! Ale nie będziecie musieli długo czekać. :)
CDN.
ps. obiecana mapka ze stacjami metra.
I tym sposobem o 8.10 byliśmy w Rzymie. Szybki transport na dworzec Termini i...
PIERWSZY DZIEŃ - CZAS START! :)
Pierwsze co zrobiliśmy to poszliśmy do hotelu poprosić aby móc zostawić bagaże w przechowalni, żeby nie chodzić z nimi cały dzień. Nadmienię, że meldunek był możliwy od 13, ale Pani Recepcjonistka była tak uprzejma i dała nam klucze od razu, mimo, że ledwie minęła 9.30. Szczęśliwi, że tak się stało, zjedliśmy szybkie śniadanko i w drogę! Pojechaliśmy metrem na Stację Ottaviano, gdzie celem był Watykan. Zaczepiani przez dziesiątki naganiaczy, którzy za wszelką cenę chcieli oszczędzić nam czekania 2-godzinnej kolejce do Muzeów Watykańskich i zaproponować bilety za min. 40 eur od osoby ( prawie siłą przymusiłam jednego z takich jegomości, żeby mi powiedział cenę - nie było łatwo, bo ich zadaniem było skierowanie nas do biura, "tam za rogiem" ), w końcu dotarliśmy do początku kolejki... I tutaj kolejna niespodzianka (pozytywna oczywiście)! I myślę, że każdy rodzic zgodzi się ze mną, że podróże z dzieckiem dużo ułatwiają (a z dzieckiem na ręku jeszcze bardziej!) :)
UWAGA! UWAGA!
Po dotarciu do miejsca, w którym powinniśmy zacząć oczekiwanie w kolejce, uprzejmy Pan z obsługi muzealnej kierujący kolejką, zobaczył udręczoną matkę z dzieckiem na ręku (patrz MNIE)
i nakazał iść drugim korytarzykiem, omijając całą kolejkę z boku. Cała szczęśliwa nagle poczułam nowy przypływ sił (mimo, że nosić 18 kg ciałko nie jest lekko), że zaoszczędzimy czas, którego mamy przecież jak na lekarstwo i wołając resztę grupy ( 3 osoby dorosłe, które już nie miały dziecka na ręku) szliśmy dziarsko do przodu. Zamarłam kiedy usłyszałam, że ktoś każe mi wracać do drugiej kolejki ( tej dłuuugiej), ale powołanie się na pierwszego z pracowników pomogło. W trakcie tej krótkiej drogi, ktoś chciał również zawrócić mojego męża i pozostałych, ale walczyłam dzielnie i w końcu dotarliśmy do bram Museo Vaticani :) Jeszcze tylko pytanie do Strażnika wpuszczającego do budynku Muzeów czy możemy wejść bez kolejki i już! :) Dzięki temu zaoszczędziliśmy przynajmniej 1 h!
Czyż podróżowanie z dzieckiem nie jest piękne???
Bilety do Muzeów Watykańskich kosztują 16 eur od osoby dorosłej, 8 eur w przypadku dziecka od 6 do 18 roku życia oraz studentów do 26 roku życia (wraz z wejściem do słynnej Kaplicy Syktyńskiej). Za taką porcję dzieł sztuki i historii sprzed tysięcy lat zdecydowanie warto.
Kilka podpowiedzi przy planowaniu zwiedzania Muzeów:- bilety można kupić online tutaj ( jest doliczane 4 eur za taki zakup, ale oszczędza sporo czasu);
- Muzea są czynne od poniedziałku do soboty oraz w ostatnią niedzielę miesiąca;
- w ostatnią niedzielę miesiąca wstęp dla WSZYSTKICH JEST WOLNY, przy czym ostatnie wejście jest o 12.30.
Po dwóch godzinach spędzonych na oglądaniu posągów, malowideł, rzeźb, gobelinów i innych takich, zmierzaliśmy do wyjścia. Hania była już nieco zniecierpliwiona i włączył jej się tryb Osiołka ze Shreka "Mamo! Daleko jeszcze?" Aż w końcu zrezygnowana stwierdziła, że "te korytarze nigdy się nie skończą!" ;) Na szczęście dla naszego Małego Podróżnika skończyły się i znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, gdzie dziecko w końcu mogło dać upust swojej energii.
Coś się naszej pannie nie spodobało stąd taka minka :) |
:) |
Jednak bieganie to jest to! :) |
Krótki odpoczynek i ruszyliśmy w drogę do kolejnej atrakcji - Placu Świętego Piotra. Tutaj również nie byliśmy zaskoczeni długością kolejki. Ale pomysłowa mama (patrz JA) wiedząc, że sposób z dzieckiem na ręku jest całkiem skuteczny, poszłam do kolejki i zapytałam uprzejmie czy ktoś by nas wpuścił. Oczywiście znalazło się paru chętnych i tym sposobem również zaoszczędziliśmy bardzo dużo czasu. Nie wszyscy jednak skorzystali z takiej możliwości (chłopcy postanowili poczekać na mnie, Hanię i Martę na Placu, odpuszczając sobie Bazylikę Św. Piotra). Niestety podczas zwiedzania tego przepięknego, monumentalnego Kościoła, z jedną z najsłynniejszych rzeźb Michała Anioła - Pietą, Hania zaczęła dawać wyraźne oznaki, że pora na dłuższy odpoczynek, a nawet sen. Zwiedzanie nabrało zawrotnego tempa, bo ręce/ramiona taty były potrzebne na ratunek. ;) Wiedzieliśmy już, że to jest odpowiedni moment na poszukanie miejsca na pyszny, włoski obiadek. Po drodze obejrzeliśmy (oszczędzając sobie wchodzenia) Zamek Św. Anioła oraz przeszliśmy na drugą stronę Tybru przez Most Św. Anioła. Hania odpłynęła na rękach u taty, więc czym prędzej staraliśmy się znaleźć miejsce na odpoczynek. Udało się i osiedliśmy w uroczej włoskiej knajpce z pyszną pastą i pizzą. Cieniutkie, wypieczone ciasto, mało składników i makaron al dente to kwintesencja Włoch. Mniam... Hani nie dało się obudzić żadnym sposobem, więc żeby zabić jakoś czas zamówiliśmy karafkę włoskiego... No właśnie czego? ;) Był to baaardzo miły przerywnik wycieczki i czas na "pooddychanie" włoskim klimatem w takim tempie jakie nam najbardziej odpowiada. A nasze dziecko spało chyba z 1,5 h. Po obudzeniu była wypoczęta i pełna energii. Tryskała humorem, więc mogliśmy kontynuować wycieczkę.
Zmęczenie wzięło górę, ale tym sposobem dalsza część wycieczki upłynęła w cudownej, radosnej atmosferze. |
I ta część wycieczki poszła już szybciutko, bez większych przygód. Poszliśmy w kierunku Placu Navona, gdzie znajduje się Fontanna
4 rzek, do której wpadł Tom Hanks w filmie Kod Leonarda da Vinci ( jeżeli coś pokręciłam - proszę poprawcie mnie :]). Tam Haneczka naciągnęła tatusia na przejażdżkę karuzelą, podobną do tych, które można spotkać w Paryżu. Następnie udaliśmy się w stronę Panteonu. Kochani! Ta kopuła robi takie wrażenie, że aż kręci się w głowie patrząc w górę :) A potem? Potem przyszedł czas na atrakcję wieczoru. Fontanna di Trevi to jedna z najpiękniejszych fontann na świecie. Robi ogromne wrażenie, a wieczorem gdy jest podświetlona... Ach... Widok na długo pozostaje w pamięci. Jak dla mnie stoi na równi z lazurem Oceanu na Dominikanie. Jeszcze tylko tysiąc selfie - niestety nieco rozmazane, ale pamiątka jest! :)
Ostatnią atrakcją wieczoru były Schody Hiszpańskie. Tu już bez pośpiechu skupiliśmy się na siedzeniu i obserwowaniu przechodzących ludzi. Wyobraźcie sobie, że zbliżała się 21,l a było tak przyjemnie i ciepło, że gdyby nie zmęczenie starszej części grupy, moglibyśmy siedzieć do północy. A i udało mi się zrobić interes życia! :) Kupiłam selfie sticka! Ale za ile? Ha! Z 15 euro udało mi się osiągnąć cenę - UWAGA! UWAGA! 3 EURO! Tadam! Dziękuję! Oklasków nie trzeba. ;) Udaliśmy się jeszcze na pyszny włoski makaron, który był podawany przez Pana z Bangladeszu (Ło matko! Gdzie to jest?!?On oczywiście też nie wiedział gdzie leży Polska). I tym miłym akcentem zakończyliśmy nasz pierwszy, bardzo intensywny dzień. Wsiedliśmy w metro i po powrocie do hotelu, po szybkim prysznicu odlecieliśmy w otchłań błogiego snu. :)
Fontanna 4 rzek na Planu Navona |
Fontanna di Trevi #1 |
Fontanna di Trevi #2 |
Sami widzicie, że dobrze się bawimy :) |
Relację z drugiego dnia zostawiam na następny raz! Ale nie będziecie musieli długo czekać. :)
CDN.
ps. obiecana mapka ze stacjami metra.
Ta Haneczka to j est baaardzo dzielna Dziewczynka!:) A Ty jesteś super organizatorką wyjazdów!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńŚwietna fotorelacja i przebieg 36 godzin. Nic dodać nic ujać�� Świetna inspiracja dla tych którzy planuja wypad do Rzymu �� Bardzo miło czas spędzony�� Super chcemy więcej...��
OdpowiedzUsuń:) Będzie więcej!
UsuńNo niewiarygodne że w jeden dzień można zobaczyć tyle wspaniałych miejsc,a jednak i to z Hanią małą podróżniczką na rękach , fajna sprawa nie bójcie się i ruszajcie z małymi dziećmi
OdpowiedzUsuń:) Chciałabym zarazić rodziców takimi podróżami - bardzo dużo uczą, dają wiele radości i satysfakcji :)
UsuńBardzo mi się to podoba, że sporządziłaś taką mapkę dotyczącą pierwszego i drugiego dnia :) Z niecierpliwością będę czekać na dalsze szczegóły podróży! PS Zabawna jest minka Hanusi na tym pierwszym zdjęciu :D
OdpowiedzUsuńWiem jak sama szukałam mapki i ciężko było coś znaleźć, a to jednak pomaga. Mam nadzieję, że i moja mapka komuś się przyda.
UsuńDzięki twoim wpisom zaczynam wierzyć,ze podróżowanie nawet u z dwójką dzieci tak jak w moim przypadku jest możliwe - trzeba sie tylko do tego przygotować odpowiednio,a takie wskazówki konkretne są bardzo pomocne w planowaniu przebiegu każdej wycieczki i wiesz co? Masz rację,Mama z dzieckiem na rękach górą!! :D
OdpowiedzUsuńOla! Wszystko jest możliwe, jeśli się tego chce i nie szuka wymówek. Trzeba oczywiście we wszystkich zachować zdrowy rozsądek, ale myślę, że póki co nam się to udaje :)
UsuńChętnie wybierzemy się na takie wycieczki razem z wami z dwójką naszych łobuzow.No i Hanusia będzie miała towarzystwo. Proszę o nas pamiętać.
OdpowiedzUsuńMy zawsze o Was pamiętamy Basiu!
UsuńUwielbiam takie krótkie citybreak. Choć, jak to mawiają, "W Rzymie można urodzić się i umrzeć, a i tak nie poznać go całego".
OdpowiedzUsuńOj tak! Rzym może pochłonąć. Ja mogłabym siedzieć w dowolnym miejscu i patrzeć... Patrzeć... Patrzeć... Samo patrzenie wystarczy do szczęścia ;)
UsuńNic tak dobrze nie robi Małemu Podróżnikowi jak krótka drzemka. Można dalej wojować świat :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Hania odpoczęła, my też. Potem było tylko lepiej :)
UsuńByłam kilka razy i jeszcze wiele razy mogłabym tam wracać :-)
OdpowiedzUsuńJak miło powspominać :) My też zrobiliśmy city break do Rzymu i mieliśmy niecałe dwa dni. Lecieliśmy tak jak Wy z Berlina:) Warto :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam loty na weekend! Chociaż pewnie ograniczyłabym liczbę odwiedzonych miejsc, bardziej bym się skupiła na jedzeniu ;) ale sam pomysł super!
OdpowiedzUsuń