Wiecie na ile przed wylotem kupiliśmy bilety na Kubę? Na 7 dni! Muszę przyznać, że byłam już nieco zmęczona, sfrustrowana i pełna obaw, że nie uda nam się polecieć, bo jak pokazywały się jakieś promocje lotów to nie pasował nam termin, a jak pasował termin to cena była za wysoka. Pomysł wyjazdu na Kubę zrodził się mniej więcej miesiąc wcześniej. Urlop przypadał na początek maja, my koniecznie chcieliśmy się gdzieś wygrzać (ostatni raz porządnie urlopowaliśmy się rok wcześniej na Dominikanie). Postanowiliśmy jednak pójść krok dalej niż przy poprzedniej dalekiej podróży i połączyć zwiedzanie na własną rękę z lenistwem w hotelu. Kuba nie została wybrana przypadkowo. Po zrobieniu researchu uznałam, że jest bezpieczna na samodzielne podróżowanie z dzieckiem, nie ma chorób tropikalnych, ceny są dość przystępne i miałam nadzieję, nawet mogę powiedzieć, że głęboko wierzyłam, iż w zaplanowanym terminie uda się trafić na promocję lotów. Wręcz miałam upatrzone czartery z Warszawy w (dość) pasującym terminie, ale coś nie chciały tanieć, a jak już cena spadła z 2599 PLN do 1799 PLN to okazało się, że jest tylko jedno wolne miejsce (a my potrzebowaliśmy 5!). I właśnie w tym momencie JA- niezłomna optymistka, zaczęłam się martwić...
Na szczęście z pomocą przyszedł ukochany skyscanner i alerty cenowe! Ustawiłam ich kilka i przy każdej zmianie cen dostawałam informację na meila, zarówno w przypadku ich wzrostu jak i spadku. I kiedy już naprawdę zaczynałam tracić nadzieję i szukać innych destynacji, to akurat otrzymałam informację, że w terminie 5-17 maja na lot EUROWINGS z Kolonii do Varadero zamiast 420 EUR zapłacę 360 EUR. Nie czekając długo wzięłam się za rezerwację. Przeszłam całą procedurę, wpisałam wymagane dane dla każdego z uczestników i co się okazało...? Że transakcja nie chce przejść! OMG! Wpadłam w panikę! I wizja upragnionych wakacji jak szybko się pojawiła, tak szybko zaczęła się oddalać. "Myśl! Myśl!" Mówiłam do siebie spanikowana, a kropelki potu obficie zrosiły moje czoło, niczym poranna rosa źdźbła trawy. Nie było mi do śmiechu. Wtedy właśnie, najprawdopodobniej dwie (lub więcej) szare komórki w moim mózgu musiały się ze sobą zderzyć, nastąpiło wyładowanie elektryczne i nad moją głową zaświeciła się żarówka. Prędko zadzwoniłam do biura podróży, gdzie było też pośrednictwo w rezerwacji biletów (tonący brzytwy się chwyta, nieprawdaż?). "Może oni pomogą?" - pomyślałam i wstąpiła we mnie iskierka utraconej wcześniej nadziei. Miła pani powiedziała, że sprawdzi jaka będzie cena po doliczeniu opłat i przeliczeniu na PLN i oddzwoni. Mina mi nieco zrzedła, bo nie po to czekałam do ostatniej chwili, żeby przepłacać. I tutaj z całego serca muszę pochwalić mój bank, bo w niedługim czasie po dwukrotnej, nieudanej próbie dokonania transakcji, dostałam sms, z prośbą o kontakt z biurem obsługi klienta właśnie w tej sprawie. Wiecie co się okazało...? (Piszę to ja, osoba, która pracowała w banku prawie 10 lat - dodam od razu, że ten etap mam już za sobą). Okazało się, że muszę zwiększyć limit transakcji internetowych. Uffffffffff! Zrobiłam co mi polecono i za chwilę dokonałam rezerwacji. Już rano miałam przeczucie, że to będzie ten dzień!
Dopiero później przyszedł czas na zastanowienie co i jak... Nieważne, że za tydzień lecimy a nie mamy nic zarezerwowane (muszę Wam się przyznać, że trasę ustaliłam wcześniej, miałam upatrzoną kwaterę na pierwsze dwa noclegi i miejscowości w których mieliśmy się zatrzymać oraz hotel w którym mieliśmy też spędzić część urlopu i czekałam tylko na loty). Nieważne, że od Kolonii dzieliło nas 800 km (przecież mamy auto i dojedziemy, a raczej K. dojedzie). Nieważne, że lot będzie trwał 10 h, a my przecież będziemy po przynajmniej 7,8 godzinnej podróży autem.
Ważne, że są bilety i od przygody życia dzieli nas tylko 7 dni.
Ważne, że są bilety i od przygody życia dzieli nas tylko 7 dni.
Zastanawiacie się dlaczego Hania ma czapeczkę i kominek? To prezent od Sofishop! Chcieliśmy pokazać jak daleko poleciał ten zestaw! |
Ale teraz chciałam trochę ponarzekać. Ten kto mnie zna, wie że mam dobre serce. Czasem może nawet za... I tutaj napiszę Wam przykład! Generalnie nie wiem jak wynagradzani są pracownicy biur podróży, ale założyłam, że mają plany sprzedażowe do wykonania. W związku z tym, że interesujący nas hotel był możliwy do rezerwacji przez neckermann.pl postanowiłam pójść do ich biura, niedaleko mojego miejsca zamieszkania i przyczynić się do realizacji planów sprzedażowych któregoś z pracowników. To był błąd! Pani była tak niekompetentna i najwidoczniej zła, że jej przeszkadzamy, bo zamiast zorganizowanej wycieczki, kupujemy jedynie pobyt w hotelu z dojazdem własnym, że miałam ochotę wyjść. Moja kultura osobista jednak kazała mi zostać do końca i zakończyć transakcję. Nie to było jednak najgorsze! Brak wiedzy kobiety, która nas obsługiwała mnie poraził! Próbowała nam wmówić, że jeżeli nie mamy wizy (pierwszy błąd, bo w celach turystycznych wymagana jest karta turystyczna) to możemy to załatwić jedynie w Konsulacie Kuby w Warszawie (gdzie do wylotu zostały 4 dni i po drodze była majówka) bo w przeciwnym wypadku istnieje prawdopodobieństwo, że nie wsiądziemy na pokład samolotu i tyle będzie z naszej wycieczki. Słysząc to uśmiechnęłam się z politowaniem i kiwnęłam głową, uznając, że dyskusja z panią nie ma sensu... Na całe szczęście to co usłyszeliśmy nie jest prawdą!
Kartę turystyczną można zorganizować w następujący sposób:
w Konsulacie Kuby w Warszawie - 100 PLN, czas trwania ok. 2 tygodnie.
poprzez biura pośredniczące, np. opaltravel - koszt 140 pln, wydawana od ręki lub przesyłana pocztą.
na lotnisku u przewoźnika - w przypadku EUROWINGS to koszt 25 EUR.
na lotnisku po przylocie na miejsce (tj. na Kubie)
W rzeczywistości karta turystyczna to mała kartka składająca się z dwóch części. Obie wypełniamy sami i przy kontroli paszportowej na lotnisku na Kubie oddajemy celnikowi i dostajemy z powrotem połowę dokumentu.
Ważne aby jej nie zgubić bo proszą o nią przy opuszczaniu kraju.
Nie każdemu z naszej ekipy to się wyszło... Ale o tym w kolejnym poście.
Podczas gdy my szykowaliśmy się do powrotu do Kolonii na lotnisko właśnie przyleciał samolot rodzimych linii z Warszawy. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam zrobić zdjęcie. |
Ale dzięki temu wiedzieliśmy już, że to będzie udany wyjazd!
CDN...
nie ma złego co by na dobre nie wyszło, najważniejsze że wszystko się szczęśliwie skończyło i wycieczka była taka udana coś pięknego i Hania tak to wszystko dzielnie zniosła ty to masz w sobie to coś do załatwiania tak spontanicznie
OdpowiedzUsuńKiedy śledzę Twoje wpisy (znaczy wyjazdy) to zaczynam wierzyć w to, że można pojechać na super wycieczkę. Niekoniecznie z biurem i wcale nie za krocie 💙 Przywracasz mi wiarę w piękne podróże z przygodami!
OdpowiedzUsuńNa szczęście wszystko się dobrze skończyło i wycieczka się udała.
OdpowiedzUsuńmischotta.blogspot.com
Podziwiam umiejętność takiego sprawnego ogarniania. Ja jestem roztrzepana, ale w przypadku wyjazdów muszę wiedzieć sporo wcześniej, żeby poplanować i poogarniać wszystko co trzeba. Nie słyszałam o takim narzędziu jak skyskanner - już zabieram się do zapoznania z nim :)
OdpowiedzUsuńA poza wszystkim - fajny wpis!
Co źle się zaczyna, zazwyczaj dobrze się kończy. W podróży zawsze muszą być jakieś "przygody" i to w nich jest najpiękniejsze. :-)
OdpowiedzUsuńCo źle się zaczyna, dobrze się kończy. Wiele przydatnych informacji w Twoim tekście i nowej dla mnie wiedzy. Brawo za zaradność i opanowanie.
OdpowiedzUsuń